JAK WYTRZYMAĆ NA GŁODÓWCE
I NIE OSZALEĆ
Kiedy patrzę hen za siebie, widzę dziewczynę nie potrafiącą kontrolować tego co, ile i kiedy je. Każdy kolejny dzień był walką- z samą sobą, z apetytem, chęcią bycia idealną i oczywiście z lustrem. Minęło kilka lat, dorosłam do tego by móc w końcu schudnąć i to najbardziej odpowiadającym mi sposobem.
Jak już wcześniej wspominałam kiedyś niewiele jadłam, więc głodówka jest dla mnie stanem dość naturalnym i przezde wszystkim daje mi duży komfort psychiczny. Niejedzenie przez niemal cały dzień daje mi pewnego rodzaju kopa do działania, adrenalina buzuje w moich żyłach niczym szampan, a ja sama czuję, że mogę wszystko.
Dzień zaczynam od mocnej kawy- odkąd zaczęłam używać słodzika mój mózg odbiera to niemal jako posiłek. Potem zależy- czy muszę wybrać się na uczelnię, czy cały dzień mogę włóczyć się po bezdrożach swoich zachcianek. Jeśli to pierwsze- jest łatwiej, jeśli drugie- zdecydowanie ciekawiej.
Na uczelni praktycznie w ogóle nie myślę o jedzeniu- co najwyżej strzelę sobie kolejną kawkę albo dwie. Nie czuję też specjalnej chęci mordu, kiedy ktoś je przy mnie, np. w stołówce. Moi znajomi wiedzą o moim sposobie odżywiania i nie wtrącają się, za co jestem im ogromnie wdzięczna.
Schody pojawiają się kiedy siedzę sama w mieszkaniu, a lodówka kusi. Wtedy najłatwiej jest mi po prostu wyjść i nie wracać, dopóki nie nadejdzie pora posiłku. Wychodzę więc tak często jak tylko się da, umawiam się z ziomkami, łapię pokemony albo chodzę do galerii i przymierzam ciuchy.
Pokemon GO, to jest dopiero fenomen. Jestem przekonana, że pokemony odegrały znaczącą rolę w mojej utracie wagi. Przyzwyczaiłam się dzięki nim do chodzenia: długo i szybko. Mogę przywołać kilkadziesiąt sytuacji, w których po prostu biegłam po jakiegoś pokemona. Czy to infantylne? Może, ale przynajmniej działa.
Pogoda jednak nie zawsze sprzyja wychodzeniu – jak i wychodzić też mi się czasami zwyczajnie nie chce. Wtedy przypominam sobie, że jestem dziewczyną i mogę zająć się po prostu sobą- kombinuję wtedy jakieś maseczki, cuda wianki, biorę dwugodzinną kąpiel, maluję paznokcie, wiecie, babskie sprawy. Przypomina mi to wtedy, że jedzenie nie jest jedyną przyjemnością, jaką mogę sobie zaoferować. Bo czyż nie jest przyjemnie po prostu zrobić sobie herbatę, pomalować pazurki i usiąść z książką?
Co jeszcze robię? Oczywiście sprzątam. Najlepiej łazienkę i kuchnię. Po takich atrakcjach niemal zawsze odechciewa mi się jeść. Doszło nawet kilka razy do sytuacji, w której zmywałam naczynia kolegom, żeby tylko nie myśleć o jedzeniu XD
W sumie to jest jeszcze jedna sprawa związana z IF, o której nie napisałam wcześniej, a mianowicie- mimo wszystkich niedogodności i konieczności powstrzymywania chęci jedzenia, najczęściej jest po prostu tak, że w ciągu dnia o tym jedzeniu zupełnie zapominam. Nie muszę się martwić o śniadanie, kanapeczki i kupienie obiadu na uczelni. Oszczędzam mnóstwo czasu na gotowaniu- szczególnie rano, kiedy spieszę się na tramwaj. W ciągu dnia nie odczuwam też żadnego dyskomfortu – nie mam zawrotów głowy, nie mdleję, nie trzęsę się z zimna, czasami owszem, patrzę się na jedzenie jak wilczur na owieczkę, ale przez większość czasu naprawdę jest OK. Wystarczy się przyzwyczaić.
Zostaw odpowiedź
Używamy Gravatara w komentarzach - zdobądź swój własny!
XHTML: Możesz użyć następujące tagi:
<a href=""> <b> <blockquote> <code> <em> <i> <strike> <strong>